Na scenie zadebiutowali w 1991 roku, ale ich trio funkcjonuje już od końca lat 80. Dziś Kabaret OT.TO świętuje swoje trzydzieste urodziny. O swoich początkach, o trudnościach i tremie, która pozostała do dziś. O wspomnieniach i planach na resztę pracy, opowiadają członkowie kabaretu w rozmowie z Laurą Kempińską.

Laura Kempińska: Trzydziestolecie istnienia Kabaretu, trzydzieści lat zabawy, śmiechu, ale też ciężkiej pracy. Jak wspominacie początki? Takie pierwsze kroki? 

Wiesław Tupaczewski:Pierwsze kroki były dość niepewne. Ale cały czas mieliśmy wielką wiarę, że uda nam się dotrzeć do widzów. Występowaliśmy co tydzień w Ośrodku Kultury Ochoty, jako OTTO i zapraszaliśmy różnych gości, żeby z nami występowali. I kilku z tych Gości – właściwie dwóch przestało być Gośćmi, a stali się współgospodarzami – pełnoprawnymi członkami Kabaretu OTTO, który wtedy jeszcze nie miał kropki między literami TT. Potem złowiliśmy kropkę i na naszą cześć pewien kabaret, który powstał w Cieszynie nazwał się Łowcy kropka B. Ale o tym Ani mru mru. To był oczywiście żart nie najwyższych lotów (śmiech). Właściwie lotu ani polotu, to tu żadnego nie było. Ale ten fakt jest prawdziwy – w 1987 roku wystąpiliśmy na koncercie Premier w Opolu już jako Kabaret OTTO śpiewając „Śliczną, higieniczną”, która wraz z piosenką „Szopen był geniuszem fortepianu” stała się laureatką konkursu na premierową piosenkę na Opolski Festiwal organizowanego przez Związek Autorów i Kompozytorów ZAKR.

Andrzej Tomanek: Moje początki z kabaretem, to rok 1988 kiedy występowałem z kolegami, jako gość w piwnicy Ośrodka Kultury Ochota w Warszawie. Pod koniec tegoż roku zostałem wcielony w szeregi kabaretu – jak widać, przygoda  trwa do dziś.

Wiesław Tupaczewski: Tak, a w 1990 dobrze radzący sobie biznesmen – Rysiek Makowski postanowił dołączyć do nas. Miał taką teorię, że biznesmenów dobrych to jest w Polsce na pęczki, a kabaretów nie, więc łatwiej będzie się przebić w kabarecie niż w biznesie.

Andrzej Piekarczyk : Ja prawdę  mówiąc początki traktowałem jedynie jako zabawę i nie podejrzewałem, że zrobi się z tego poważne zajęcie zawodowe, które wypełni mi większość mojego dorosłego życia. Nikt z nas nie wiedział jak długo potrwa to nasze „5 minut”, które wróżyli nam różni zawodowcy z tej branży. Dziś już wiadomo, że to „5 minut” trwać będzie co najmniej 30 lat, a licznik zlicza dalej…

A trudności, co na początku było dla Was najtrudniejsze?

Wiesław Tupaczewski: Najtrudniejsze było pokonanie bariery informacyjnej.

To znaczy?

 Wiesław Tupaczewski: Wiedzieliśmy, że robimy fajny kabaret, ale ludzie, którzy mogliby być naszą publicznością o tym nie wiedzieli. W pokonaniu tej bariery pomógł nam Jan Pietrzak, który zaprosił nas do kabaretonów opolskich i przede wszystkim Nina Terentiew – szefowa 2 programu TVP. Nasz nagrany w studenckim klubie Stodoła koncert wyemitowała w odcinkach w Dwójce, a następnie kilka razy w całości i dotarliśmy do widzów.

Andrzej Piekarczyk: Moją największą trudnością zawsze była „walka” z wrodzoną nieśmiałością i tak chyba pozostało do dziś.

Andrzej Tomanek: Debiutowaliśmy w okresie zmian gospodarczo-politycznych – dużym wyzwaniem więc było dotarcie z informacją, że jesteśmy, że pojawił się nowy kabaret na mapie Polski. To to, o czym mówi Wiesław.  Pisaliśmy do wielu audycji radiowych, m.in. popularnej Trójki, zaprzyjaźniliśmy się z Warszawskim Ośrodkiem Telewizyjnym, z niedzielnym wydaniem Teleekspresu – Express Dimanche, udało nam się wystąpić w Opolskim Kabaretonie. W ten sposób udało nam się zostać zauważonym i tak udało się wreszcie zrealizować pierwsze, autorskie programy w telewizyjnej dwójce.

Po tylu latach wprawy, nie ma już dla Was elementów w kabarecie, które sprawiają trudność? Które trudno zrealizować, zrobić?

Andrzej Tomanek: Łatwiej radzimy sobie z piosenkami, natomiast cały czas uczymy się doskonalenia skeczów – przyznam, że z tym mamy największe kłopoty, aczkolwiek nie poddajemy się, czego przykładem był nasz start w zeszłorocznym „Ryjku”, to była dla nas doskonała lekcja.

Wiesław Tupaczewski: To prawda nigdy nie byliśmy specjalistami od skeczy, czy skeczów, bardziej bazowaliśmy na melodyjnych piosenkach, parodiach i zabawie słowem. Więc kiedy w 2016 roku twórcy Festiwalu Ryjek, czyli KMP zaprosili nas do konkursu, pełni obaw podjęliśmy rękawicę. Nie byliśmy z siebie zadowoleni. Jednak to nie nasza poetyka, nie nasz język. Co prawda – dwa czy trzy skecze z tego festiwalu włączyliśmy do programu, więc może było warto. Miło z tego festiwalu wspominamy też konkurencję, w której pobiliśmy absolutny rekord punktów za jeden skecz, bo skeczem zrobiliśmy całą konkurencję. Brzmi skomplikowanie, ale kto był ten wie.

Andrzej Piekarczyk: Najtrudniej jest chyba dogodzić wszystkim. Staramy się trafić do jak najszerszego grona odbiorców z naszymi żartami, ale mam wrażenie, że coraz o to trudniej.

Skąd ten wniosek?

Andrzej Piekarczyk: Dziś społeczeństwo nie ma już tak zunifikowanego poczucia humoru, jak dawniej. Mnogość środków masowego przekazu powoduje, że gusta społeczne ulegają rozproszeniu, różnimy się od siebie coraz bardziej. Niebagatelną rolę odgrywa także podział społeczeństwa w kwestii poglądów społecznych, politycznych, religijnych itp.

To prawda, ale pomimo tych trudności, nadal macie ogromną ilość fanów! A trema? Odeszła w siną dal, czy jej nie da się pozbyć? Omijam tutaj Roberta, który jest nieśmiały i już domyślam się jego odpowiedzi (śmiech).

Andrzej Piekarczyk:  Mam takie wrażenie, że tam gdzie kończy się trema tam zaczyna się chałtura. Artyści nie mogą wychodzić na scenę obojętni. To zawsze musi powodować lekki przypływ adrenaliny. Publiczność czuję ten „skok ciśnienia” i  to się udziela.

Wiesław Tupaczewski: Z każdym nowym numerem, jaki wprowadzamy do repertuaru trema jest większa. Bo wychodzimy ze swojej strefy komfortu, czyli piosenek czy skeczy już ogranych, sprawdzonych, a decydujemy się na ryzyko nietrafienia w gust widzów, bo nasza średnia wieku stale rośnie, a średnia wieku widzów się nie zmienia, więc rozjazd gustów z powodów pokoleniowych jest nieunikniony.

Andrzej Tomanek: Trema, przynajmniej u mnie nie mija zwłaszcza, gdy przedstawiamy jakiś premierowy numer, ale przyznam, że przyzwyczaiłem się do niej. 

Cofnęliśmy się w o kilkadziesiąt lat, a teraz polecimy trochę dalej – co kabaret OT.TO szykuje na kolejne trzydzieści lat? Coś czuję, że zasypiecie mnie Panowie kreatywnymi odpowiedziami (śmiech).

Wiesław Tupaczewski: Ba! Gdyby to można było przewidzieć, co nam przyjdzie do głowy…
Może zaczniemy występować z robotami? Są coraz bardziej inteligentne (śmiech). A może nas zastąpią roboty?

Andrzej Piekarczyk – Sam jestem ciekawy. Pewnie nowe piosenki i skecze. Ale na breakdance to już raczej nie liczcie (śmiech).

Andrzej Tomanek: Mam nadzieję, że kolejne trzydzieści lat nie minie tak szybko, jak właśnie mijające i uda nam się zaskoczyć i naszą publiczność i nas samych, różnymi nowymi skeczami i piosenkami.

A  najmilsze wspomnienie z tych trzydziestu lat? Choć zdaję sobie sprawę, że było ich sporo.

Wiesław Tupaczewski: Dla mnie takim wspomnieniem jest koncert Mikrofon i Ekran z Festiwalu w Opolu w roku bodajże 1990 czy 1991. Publiczność naprawdę nas nie chciała wypuścić ze sceny – bisowaliśmy siedem razy, cała ekipa realizacyjna się na nas wściekała. A my po prostu nie potrafiliśmy odmówić opolskiej publiczności.

Andrzej Piekarczyk: Kiedyś po koncercie pewna Pani podziękowała nam za to, że przez dwie godziny zupełnie zapomniała o swoich codziennych kłopotach obowiązkach, problemach i zmartwieniach. Dotarło wtedy do mnie, że nasza działalność może mieć bardzo pożyteczne skutki „uboczne”. Wręcz terapeutyczne. To było bardzo miłe.  

Andrzej Tomanek: Kapitalne były te szalone lata początkowe, udział w kabaretonach opolskich – takich, które trwały do piątej, szóstej nad ranem, to było takie prawdziwe rock’n’rollowe  szaleństwo – zdarzyło nam się mieć ok.300 przedstawień rocznie! Do tego podróże po całym świecie, wszędzie tam, gdzie mieszka nasza Polonia.

www.kabaretotto.eu

 Czego mogę wam życzyć na koniec? Kolejnych trzydziestu lat „kabaretowej pracy”  i jeszcze dużo, dużo więcej!

Andrzej Tomanek i Wiesław Tupaczewski: Kolejnych trzydziestu i kolejnych trzydziestu, po trzykroć – zatem od razu stu lat! 

Andrzej Piekarczyk – Życzmy sobie wzajemnie żeby nam się żyło coraz lepiej w Polsce a już my się postaramy, żeby Polakom powodów do śmiech nie zabrakło.

W takim razie, życzę stu lat dalszej pracy i oczywiście gratuluję pięknego, wspólnego stażu. Wszystkiego dobrego!

Laura Kempińska