Disney znowu udowadnia, że nie ma sobie lepszych. Po „Krainie Lodu” oczekiwania wzrastały. Czy zostały spełnione przy kolejnej produkcji którą jest „Vaiana”?
Dawno, dawno temu, gdzieś na wyspach polinezyjskich, półbóg Maui w swojej pysze skradł serce bogini życia Te Fiti, skazując tym samym świat śmiertelników na nieszczęście, a sam zaginął. To tylko jedna z wielu legend, którą usłyszała Vaiana od swojej babci. Opowieści o życiu innym niż na wyspie pobudzały wyobraźnię 16 letniej córki wodza, która z całego serca pragnie wyrwać się z niej. Rozum jej podpowiada, że musi też być odpowiedzialna za los wioski. Okazuje się że jej zdolności przywódcze szybko zostaną poddane próbie. Morza już nie są tak pełne ryb, jak kiedyś, a ziemia, na której żyją, wydaje co raz to bardziej chore plony. By zmienić ten stan rzeczy Vaiana wbrew wszelkiej logice i braku umiejętności żeglarskich wypływa na wody. Postanawia odnaleźć półboga Mauiego, by ten zwrócił klejnot Te Fiti tym samym przywracając równowagę na świecie.
Nasza główna bohaterka Vaiana (w angielskiej wersji Moana, ale ze względu na EU prawa autorskie trzeba było zmienić jej imię) utrzymuje trend wyznaczony przez Disneya. Córka wodza nie jest delikatnym kwiatem, którego trzeba cały czas ratować, a silnym charakterem. W swojej przygodzie próbuje zmierzyć się ze swoimi słabościami i poczuciem odpowiedzialności, który jest związany z jej dziedzictwem jako przyszły wódz. Jest rozerwana pomiędzy dwoma wartościami jak dobro rodzinnej wioski i niepohamowana wolność. Vaiana jako żywy i przekonujący charakter próbuje pogodzić te dwie rzeczy, co w pewien sposób ją uwiarygodnia, bo któż by nie chciał zjeść ciastka i mieć ciastko?
Jej przeciwnym biegunem jest przysadzisty i butny Maui (polski dubbing – Igor Kwiatkowski). Jego ulubionym zajęciem jest opowiadanie o swoich osiągnięciach i chwalenie się swym półboskim ciałem. To byłoby może wszystko do wytrzymania dla Vaiana, gdyby nie fakt, że Maui nie okazuje cienia chęci współpracy i naprawienia swoich błędów. Nie obchodzi go los innych. No może poza swoim. Jednak nasz prze boski i samozwańczy idol rodzaju ludzkiego, nie jest wbrew pozorom bucem, na jakiego wygląda. Scenarzyści Disneya stworzyli dosyć niejednoznaczną postać, która jest pełna sprzeczności. Z jednej strony Maui uważa się za bohatera rodzaju ludzkiego, nawet jeżeli reszta świata ma odmienne zdanie, a jednocześnie uważa, że bez swego magicznego haka jest niczym. Będąc często odważny, przestaje w siebie wierzyć w kluczowych momentach.
Zestawienie Maurego i Vaiana tworzy nam jedną z ciekawszych relacji pomiędzy bohaterami, jaką Disney zaprezentował w swoich produkcjach. Nie ma w niej żadnego podtekstu romantyzmu, a po prostu wykutej w przygodzie przyjaźni, która ma swoje smutniejsze i szczęśliwsze momenty. Tutaj scenarzyści w sposób nienachlany chcą przekazać widzowi, żeby najważniejsze, by być na dobre i na złe, nawet jeżeli los nam nie sprzyja, a my sami utrudniamy sobie życie.
Jeżeli chodzi o aspekt wizualny, to film jest ucztą dla oczu. „Vaiana: skarb oceanu” jest wręcz ciężka od kolorów, a na zimowo-jesienno wieczory jest to nad wyraz zalecane, by się nimi nacieszyć. Prawda jest taka, że artyści ze studia Disney przyzwyczaili nas do swojej perfekcji w animacji.
Mówiąc właśnie o artystach warto wspomnieć o aspekcie dźwiękowym filmu. Mamy kilka przeyjemmnych kawałków muzycznych jak „Pół kroku stąd”, czy „Na drodze tej”, które są jak najbardziej przyjemne do słuchania, ale brakuje im iskierka geniuszu, by stać się hitami jak „Mam tę moc” (Kraina Lodu). Warto tu wyróżnić za to kawałki „Błyszczeć” i „Drobnostka”.
W przypadku pierwszego to współpracy został zaproszony Maciej Maleńczuk, którego po prostu przyjemnie się słucha i jego barwa głosu pasuje do chciwego demonicznego kraba kolekcjonera.
Jeżeli chodzi o polską wersje filmu, polski oddział Disneya stanął na wysokości zadania. Weronika Bochat wcieliła się w tytułową Vaiane, której barwa głosu i kreacja dobrze oddaje charakter córki wodza, chociaż brakuje mi nieco zadziorności, ale to tylko moje odczucie. Mauiemu użyczył głos Igor Kwiatkowski, znany z kabaretu Paranienormalni. Jak się udała współpraca Disneya z odtwórcą estradowej Mariolki? Wybornie. Doskonale wczuwa się w postać w butnego półboga. Wart, odnotowania jest też epizod Macieja Maleńczuka wcielającego się w demonicznego kraba Tomatoa, gdzie doskonale jego wokal oddaje jego szachrajski charakter.
Film mimo wielu zalet brakuje mu przebicia, jaką miała w sobie „Kraina Lodu”. Najbardziej boli brak ciekawych postaci drugoplanowych, którzy wzbogaciliby fabułę, chociaż animacja ma dosyć kameralny charakter, gdzie mamy skupić się na relacji Mauiego i Vaiany. Poza tym próżno szukać piosenek, o których byśmy pamiętali kilka lat później.
Vaiana: Skarb Oceanu spełniła moje pokładane nadzieje, ale jednak oczekiwałem hitu, a tak dostaliśmy po prostu dobry tytuł. Trudno by sprostać oczekiwania fanów animacji w szczególności, gdy jest się non stop porównany do „Krainy Lodu”. Taki to już los, bycia w rodzinie studia Disney.