„Wspominam to z łezką w oku, bo ta beztroska była obecna, pomimo tego, że „za rogiem” czaiła się dorosłość” – o studenckich latach, o pracy w teatrze i o nowych produkcjach opowiada Michał Paszczyk. Z wykształcenia aktor, a dziś członek Kabaretu Paranienormalni.
Absolwent aktorstwa na wydziale we Wrocławiu. Jak wspominasz te studenckie czasy?
Czas studiów był wspaniały. Poznałem niesamowitych ludzi, miałem świetny rok, chociaż te roczniki nade mną i pode mną też były super rocznikami. Wspominam to z łezką w oku, bo patrząc z perspektywy lat był to beztroski czas pomimo tego, że za rogiem czaiła się dorosłość. Nigdy nie zapomnę tego okresu. Cztery lata studiów na wrocławskim PWST na zawsze pozostaną w moim sercu!
Chciałeś być aktorem z prawdziwego zdarzenia? Grać główne role i zdobywać Oskary?
Tak naprawdę o tym, że będę aktorem wiedziałem od drugiej klasy podstawówki…
Ooo to faktycznie, byłeś bardzo zdecydowanym chłopcem! Skąd w tak młodym wieku wziął się plan na bycie aktorem?
A to się wzięło w momencie, kiedy zasymulowałem w szkole wstrząs mózgu (śmiech). Najpierw nabrała się na to szkolna pielęgniarka, potem lekarz w szpitalu i dostałem zwolnienie ze szkoły. Pomyślałem wtedy, że bycie aktorem jest strasznie łatwe. Wystarczy, że trochę poudajesz, zrobisz kilka min i gotowe. Najpierw chciałem być jak Boguś Linda. Później chciałem być jak Al Pacino, Robert De Niro czy Brad Pitt, a potem…chciałem po prostu grać.
Dlaczego więc przestałeś? Miałeś przecież kilka aktorskich ról, bardzo dobrze Ci szło i nagle się skończyło.
Przede wszystkim to nie było to takie łatwe. Myślałem, że wszyscy reżyserowie będą się zabijać o mnie, żebym zagrał w ich filmie albo w spektaklu. A tymczasem jakichś mordobić o moją osobę nie było. Po studiach, trochę przypadkowo, dostałem angaż w Teatrze Polskim we Wrocławiu. W teatrze moich marzeń tak naprawdę, bo grali tam moi wspaniali wykładowcy. Niestety, żadnej tam wielkiej roli nie zagrałem, po prostu pojawiałem się na scenie. A po roku przyszedł nowy dyrektor i z Teatru Polskiego, mnie zwolniono, z resztą jak się okazało zespół aktorski za mną nie przepadał, więc i nikt z tego powodu nie płakał.
Nie przepadał? Dlaczego?
Byłem chyba za bardzo „do przodu”. Byłem przekonany, że powinienem grać główne role w spektaklach, a nie czwarty plan, że jestem za dobry na teatralne „ogony”. Moja pewność siebie mogła wyglądać na arogancję i pyszłkowatość. No, byłem wtedy chyba takim kolesiem nie do wytrzymania. Dopiero po Teatrze Polskim, w teatrach offowych zagrałem kilka głównych ról, swoją drogą całkiem dobrze przyjętych przez krytyków. Ale przyszło tzw. życie i trzeba było zacząć zarabiać, bo na świecie pojawił się mój syn. W związku z tym zacząłem jeździć z teatrami objazdowymi, grając np. lektury. Często to były wyjazdy pięciodniowe, wracałem do domu tylko na weekend.
Którą z ról wspominasz najmilej?
Spektakl „Szaleństwo we dwoje” Eugen’a Ionesco. Postaciami tam występującymi była Ona i On, gdzie ja grałem „Oną” (śmiech). Reżyser zmienił postać kobiety na geja. Tak … bardzo lubiłem ten spektakl. Bardzo dobrze wspominam też rolę Puka w „Śnie nocy letniej”.
Nie brakuje Ci teraz teatru, wyjazdów, aktorskiego życia?
Wyjazdów mi nie brakuje bo z Parnaienormalnymi zjeździłem już z pół świata, ale grania w teatrze jak najbardziej. Zazdroszczę moim kolegom ze szkoły realizującym się na scenach teatralnych, w filmach, w serialach. Brakuje mi teatralnej „czwartej ściany”. Jeśli ktoś jednak wierzy w moje aktorskie umiejętności i widziałby mnie w stricte aktorskim fachu to czekam na propozycje. To chyba najczęstszy tekst, jaki powtarza statystyczny aktor w Polsce (śmiech).
Warsztat aktorski pomaga w kabarecie? Czujesz się pewniej niż Twoi koledzy, którzy tego wykształcenia aktorskiego nie mają?
To na pewno pomaga, ale w pewnym sensie i ogranicza dlatego, że aktorzy z doświadczeniem teatralnym niekiedy trudniej odnajdują się na scenie kabaretowej. W teatrze nie gra się do widza, nie czeka się na reakcje publiczności. Ale ja kabaretowałem już na studiach, więc bardzo szybko zacząłem iść dwiema drogami, aż w końcu życie się tak potoczyło, że zostałem w kabarecie. Czasem zastanawiam się czy bym teraz potrafił zagrać np. dramatycznie, być wiarygodnym w spektaklu, który ma wzruszać a nie bawić. Trochę się tego boję, ale mam nadzieję, że mi się kiedyś uda to sprawdzić. Kiedyś zaprosiłem mojego przyjaciela Bartka Kasprzykowskiego do zagrania w „Porodówce”, moim filmowym debiucie reżyserskim. Bartek już wtedy często pojawiał się w telewizyjnych serialach. Zobaczyłem, że to co na planie mi sprawiało trudność, on ma na pstryknięcie palcami. Zauważyłem wtedy, że to oswojenie się z kamerą jest bardzo potrzebne i same dobre chęci nie wystarczą (śmiech).
Właśnie, opowiedz mi o reżyserce. Co jeszcze udało Ci się zrobić?
Jeśli miałbym dostać Oskara, to chciałbym go dostać właśnie za reżyserię (śmiech). Niestety nie mam i nie miałem czasu na studia reżyserskie, w związku z czym zacząłem się jej uczyć na własnych błędach kręcąc krótkie metraże takie jak „Porodówka”, „Polomatrix” czy „Lord Vader na emeryturze”. „Filmy Porodówka” i „Lord Vader na emeryturze” dostały nawet kilka nagród na festiwalach, z kolei „Polomatrix” kompletnie mi nie wyszedł. Jestem też dość zadowolony z klipu do piosenki „Puściłem wąsa” (przeróbki „Derniere dance” Indili) – jeden dzień zdjęć, jeden dzień montażu, ponad trzysta tysięcy wyświetleń na Youtubie. Całkiem nieźle. Teraz piszę trzy seriale i dwie sztuki teatralne.
Uchylisz nam rąbka tajemnicy?
Spektakle to „Krzyżacy z przymrużeniem pochwy” to komedia pokazująca w krzywym zwierciadle, od momentu castingu do premiery, ekranizowanie sienkiewiczowskich „Krzyżaków”. Druga sztuka o roboczym tytule „Telewizja kłamie” to interaktywna zabawa z widzem, który sam może wybrać program, jakiej telewizji chce właśnie oglądać . A do wyboru ma TVP, TVN, Polsat i telewizję Trwam. Seriale to „Fonografika” – rzeczywistość firmy fonograficznej zajmującej się artystami od kontaktów z mediami, przez nagrywanie płyt, po „załatwianie” używek na koncerty. „Studenciaki” zacząłem pisać w związku z moją fascynacją serialem „Przyjaciele”. U mnie też jest grupa mieszkających razem studentów, których zupełnie różne charaktery doprowadzają do całkiem śmiesznych sytuacji. Zacząłem też pisać serial na zamówienie mojego osiemnastoletniego już syna. Jak ojciec takiego właśnie nastolatka wybrnie z twarzą z rozmów o alkoholu, szaleństwach młodości, pytaniach o prawdziwą miłość i tzw. „pierwszy raz”. Może ktoś, kiedyś jeden z tych seriali zrealizuje?
A jeśli miałbyś możliwość wybrania sobie roli? Jaka by ona była? Twoja wymarzona aktorska rola?
Z tych górnolotnych aktorskich marzeń to strasznie chciałbym zagrać Księcia Myszkina, albo Rogożyna w adaptacji „Idioty” Dostojewskiego. A tak bardziej przyziemnie, to chciałbym po prostu ponaparzać z kałacha lub innego uzi w filmie, w którym się trup ściele gęsto i na efektach specjalnych się nie oszczędza (śmiech).
Tego wszystkiego Ci życzę Michał i dziękuję za rozmowę. Trzymam kciuki za nowe produkcje!
Bardzo dziękuję!
Laura Kempińska