W czasach gdy do Polski wkraczało pierwsze okno na świat w postaci telewizji satelitarnych, a było to na początku lat 90-tych, Japonia zachwycała się komputerową rozrywką w postaci gry „Mario Bros”. Konsolowa rozrywka, w której to dwóch braci hydraulików musiało uratować księżniczkę z zamku, szybko zyskała status kultowej, pozostając taką do dziś. Nieoczekiwanym efektem popularności tej gry, był stworzony na potrzeby telewizji TBS (Tokyo Broadcasting System) teleturniej Takeshi’s Castle. Wówczas to chyba nikt nie spodziewał się, w którą stronę pójdzie rozrywka w japońskiej telewizji. Takeshi’s Castle, było przyczynkiem do tego, co widzowie mogą oglądać do dziś, a czasami są to obrazy doprawdy zaskakujące.

Zacznijmy jednak od początku, czyli od wspomnianego wcześniej zamku Takeshiego. Program ten jest doskonale znany również w Polsce, dzięki niemieckiej telewizji sportowej DSF, która dostępna była w naszym kraju właśnie za pomocą popularnych kablówek i „talerzy”. Emitowany w latach 1986-1989 program prowadził nie byle kto, a gwiazda japońskiej kinematografii Takeshi Kitano, znany choćby z „Battle Royale” czy „Zatoichiego”. Projekt inspirowany był grą „Super Mario Bros” i na jego potrzeby w Jokohamie wybudowano ogromne tory przeszkód. W ten oto sposób z planowanej pierwotnie niskobudżetowej produkcji stała się ona dużym projektem. Chętnych do wzięcia udziału w teleturnieju nie brakowało, w każdym odcinku startowało ponad sto osób, które marzyły o zwycięstwie. Pokonanie wszystkich przeszkód nie było łatwe, a ostatnia, finałowa konkurencja była już prawdziwą mordęgą. O skali trudności świadczyć może fakt, że wygrać z Takeshim zdołało zaledwie dziewięć osób (we wszystkich sezonach). Co sprawiało taką trudność uczestnikom? Finałowa batalia polegała na tym, aby „zdobyć” zamek Takeshiego, a to było możliwe po pokonaniu toru przeszkód i strąceniu za pomocą pistoletu na wodę głównego bohatera. Tego strzegli strażnicy, a i on sam miał pokaźną broń do obrony. Nie może więc dziwić fakt, że główną nagrodę wynoszącą wówczas milion yenów (ok. ośmiu tysięcy dolarów) zdobyło tak mało osób.

„Takeshi’s Castle” osiągnął niewyobrażalny wręcz sukces na całym świecie, a liczba ok. 30 międzynarodowych wersji robi wrażenie. Swoje edycje mieli m.in. Tajlandczycy, Słowacy, Hiszpanie, Meksykanie czy Irańczycy.

Siłą tego teleturnieju, była spora dawka rozrywki i humoru, ale też nie wzbudzał on takich kontrowersji jak jego nieco nowsi następcy, o czym za chwilę.

Tak wyglądała rozrywka w tym teleturnieju:

Innym bardzo popularnym teleturniejem był tzw. ludzki tetris – „Brain Wall”. Warto wspomnieć, że i w Polsce przez chwilę emitowany był jego odpowiednik (Hole in The Wall), ale nie zrobił specjalnej furory, przez co szybko zniknął z anteny. Zasady tego teleturnieju były bardzo czytelne i mało skomplikowane. Uczestnik programu stał na skraju basenu wypełnionego wodą. Jego zadaniem było takie ułożenie ciała, aby zdołał przeniknąć przez zbliżającą się na niego ścianę, która miała wycięte odpowiednie kształty. Te zresztą były momentami niezwykle finezyjne. Rzecz nie należała do najprostszych, toteż bardzo często uczestnicy lądowali w zimnej wodzie. Śmiechu było jednak przy tym co niemiara.

Te dwa powyższe teleturnieje, zdobyły sporą popularność również poza granicami Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie był to zapewne przypadek, gdyż ogromna dawka humoru, pozytywnej energii i zabawy, a także „normalność” jak na japońskie standardy, umożliwiła im podbicie rynków europejskich czy tych zza oceanu. Tego samego nie można powiedzieć o rzeszy produkcji, która przewijała się w ostatnich latach przez różne japońskie stacje telewizyjny. Dowcip i treści tam pokazane są w dużej mierze zrozumiałe tylko dla Japończyków, którzy znani są z dość specyficznego poczucia humoru.

Dla lepszego zrozumienia, dlaczego telewizyjna rozrywka w wydaniu japońskim wzbudza takie emocje (niekiedy wręcz niezdrowe), warto zapoznać się owocami działań speców od tych programów. Poniżej znajdziecie więc subiektywny przegląd tego, co w ostatnich latach wzbudzało zainteresowanie Japończyków, a często szokowało Europejczyków.

Zacząć trzeba wręcz od niezwykłego karaoke, z którym programy takie jak „Twoja twarz brzmi znajomo”, czy różnego rodzaju „Idole” nie mogą się równać. Programem tym jest „Tokui Yoshimi no Chuck orosasete~ya”. Polega on na tym, że mężczyźni, którzy się do niego zgłoszą się, mają za zadanie zaśpiewać piosenkę przy pomocy karaoke. Ci, którym uda się zdobyć 90 punktów wygrywają nagrodę pieniężną. I nie byłoby pewnie w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w zdobyciu nagrody przeszkadzają im wynajęte specjalnie do programu profesjonalne panie, które… za pomocą rąk robią wszystko, aby rozproszyć delikwenta. Bez względu na to, czy uda się zdobyć pieniądze, czy też nie, dwie rzeczy są pewne. Po pierwsze mężczyźni wychodzą z tego programu zadowoleni, a po drugie u nas taki teleturniej nie miałby szans na pokazanie.

 

Pamiętacie teleturniej randka w ciemno? Ileż to wzbudzało w widzu emocji. Jak dużą miał on popularność. Wiele lat temu, był to jeden z najchętniej oglądanych programów w telewizji. Japończycy poszli dużo dalej i stworzyli swój teleturniej dla par. Polegał on na tym, że dwie kobiety, niewidoczne dla swoich partnerów, pokazywały tylko swoją pupę. Rolą mężczyzny było to, aby za pomocą dowolnych środków poznać tę właściwą. Nie chciałbym być w skórze tego uczestnika, który źle wskaże ten element ciała swojej ukochanej…

Teleturnieje o zabarwieniu erotycznym to duża część japońskich programów rozrywkowych, ale nie jedyna. Tematyka jest różnorodna, a Japończykom nie są obce również teleturnieje produkowane na kształt ukrytych kamer. Nie byliby oni jednak sobą, gdyby odpowiednio nie urozmaicili tej rozrywki. Tytuł „Przerażona twarz” mówi zresztą za siebie. Ludzie zgromadzeni w studiu zostają wkręceni w sytuację, w której snajper przeprowadza na nich zamach, zabijając kolejne osoby przebywające razem z nimi w pomieszczeniu. Przerażenie rysujące się na twarzach wkręconych chyba jednak nie do końca bawi?

Ostatnio niezwykłą popularność zyskał natomiast program „Daigo”, w którym to możemy oglądać reakcję zwykłych Japończyków na zupełnie niezwykłe sytuacje.

Część z teleturniejów, aczkolwiek nie ma większego sensu, to jednak mimo wszystko, wymaga od uczestnika pewnych umiejętności. Jednym z takich przykładów jest program polegający na trafieniu pizzą do mikrofali. Mało w tym wszystkim sensu to prawda, natomiast trafić z takiej odległości do tego urządzenia jest nie lada wyczynem. Niestety nie udało się nam ustalić, ile szczęśliwiec wygrał, ale przyznać mu trzeba, że cela to on ma.

http://wideo.interia.pl/japonski-teleturniej-rzut-pizza-do-mikrofalowki-video,vId,1603456

Jeśli po tej dawce rozrywki zgłodnieliście to na koniec mamy dla was coś ekstra. W tym teleturnieju chodzi o to, aby zjeść przyczepione na sznurku kawałki pożywienia. Trudność sprawia tu fakt, że uczestnik „przyczepiony” jest do ściany gumką założoną na twarz. Rozciągająca się guma powoduje, że na twarzach bohaterów rysują się niesamowite emocje. Zresztą zobaczcie to sami.

Przykładów niezbyt może inteligentnych, ale zabawnych teleturniejów można mnożyć w nieskończoność. W Internecie jest mnóstwo filmików, które pokazują jak ogromny dystans do siebie i jak duże poczucie humoru posiadają mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni. Owszem duża ich część skupia się na erotyce, do której podchodzi się tam nieco inaczej i mniej pruderyjnie. Te, z pewnością nie są dla wszystkich, ale jest też cała grupa programów, które można oglądać bez ograniczeń wiekowych. Z pomocą zainteresowanym przychodzi portal, na którym za opłatą 1000Y można oglądać je do woli. Jeśli jesteście więc zainteresowani zajrzyjcie na hulu.jp.

Jarosław Drożdżewski