Amerykański komik Chris Gethard rozprawia się z depresją, alkoholizmem i myślami samobójczymi. Oczywiście jego lekiem na te wszystkie przypadłości jest humor.
„Career Suicide”, czyli „Kariera Samobójstwa”, to jednoosobowe show Chrisa Getharda, w którym z dystansem porusza tematy pozornie ani trochę nie związane ze śmiechem. Stand up o tytule jak z thrillera psychologicznego reklamuje przekorne hasło: “nowa komedia o samobójstwie, depresji, alkoholizmie i wszystkich innych zabawnych częściach życia”. Podobno pomysł na show narodził się podczas spotkania Getharda z jego przyjacielem, Mikem Birbigliem. Kiedy to komik opowiadał ponure i przydługie historie, Birbiglia niespodziewanie przerwał mu mówiąc: “to takie zabawne, że trzeba to pokazać na scenie”. Nagłe olśnienie, niczym słynne „eureka!”, okazało się strzałem w dziesiątkę.
“Chris zagłębia się w swoje doświadczenia związane z chorobą psychiczną, poddaje wątpliwości psychiatrię, a nadzieję znajduje w najdziwniejszych miejscach. To dogłębnie szczera podróż w głąb umysłu jednego z najoryginalniejszych współczesnych komików” – reklamuje „Career Suicide” na oficjalnej stronie.
Stand up początkowo wystawiany był w komediowej grupie „The Upright Citizens Brigade”, pojawił się także na deskach „Union Hall”, aż wreszcie został zaprezentowany na szkockim „The Fringe”, jednym z największych artystycznych festiwali na świecie. Jak twierdzą niewymienieni w czołówce twórcy „Career…” – czyli reżyser Kimberly Senior i producent Judd Apatow – spektakl, dzięki tak wielu miejscom wystawienia, przeszedł istną transformację, która pozwoliła dopracować każdy, najmniejszy jego szczegół. Dziś „Career Suicide” pozwala widzom spojrzeć przez kolorowe okulary na kwestie, które na co dzień sprawiają, że świat jawi się raczej w szarych barwach.
“Musimy zacząć się śmiać z przykrych rzeczy, a później będzie łatwiej o nich mówić.” – zauważył Gethard. Komik często podkreśla, że jego występy są bardzo szczere i chce nimi zmieniać społeczeństwo. Ma nadzieje, że ludzie choć trochę przestaną patrzeć na depresję jak na sytuację bez wyjścia.
Mimo że mówienie o chorobach w ironiczny sposób to nie lada wyzwaniem, na pewno łatwiej jemu sprostać przy odpowiedniej scenografii. Kameralną atmosferę zafundował Brendan Boston, scenograf i projektant. Scena „Career…” obita jest wielkim dywanem rodem z babcinego salonu, a nad nią wiszą lampy wyglądające jak wyciągnięte wprost z czasów PRL-u (choć to Ameryka!). Wisienką na torcie są stare krzesła i kozetki, których pełno w pierwszym rzędzie. Widz może poczuć się jak na sesji u nietypowego psychologa, podczas której zamiast nerwów dostaje ciepło kocyka i bujanego fotela. Sam komik stwierdził, że w tej oprawie czuje się trochę jak w “piwnicy z lat 80.”, pełnej klamotów i zakurzonych walizek. “Na tej scenie czuje się swojsko, jakbym był obserwowany zza szkła wielkiego akwarium” – dodał.
A nam zostaje choć trochę przyłączyć się do tego podglądania i podziwiać jak sprytnie Gethard połączył ze sobą dwa przeciwstawne bieguny – depresję i humor.