„Ludzie mnie tam zjedli, oni mnie tam nie chcieli słuchać. Patrzyli na mnie i ja widziałem, że w ich oczach jest nienawiść i takie „zejdź z tej sceny”. Janek Wolańczyk w rozmowie z Laurą Kempińska opowiada o tym, jak odnalazł w sobie zaletę i zrobił z niej swój znak rozpoznawalny.
Laura Kempińska: Janek, jak to z Tobą jest? Czy naprawdę masz problemy z płynnym mówieniem? Niektórzy uważają, że robisz to, tylko podczas występów.
Janek Wolańczyk – Ogólnie tak mam, że się jąkam, to już od dzieciństwa. W sumie już teraz nie mam z tym problemu, nie denerwuje się, jak się jąkam. Ale kiedyś się denerwowałem, bo uznawałem to za wadę, a nie zaletę. Teraz się z tego utrzymuję, zarabiam na tym pieniądze, występuję i się dobrze bawię. Teraz do tego wszystkiego podchodzę inaczej.
Nie bałeś się, że to może nie spodobać się publiczności?
Bałem się, bardzo się bałem. Ja się w ogóle bałem wyjść na scenę. Ale jestem zadowolony, że się tego podjąłem. Za pierwszym razem, czułem dużą presje, ale z drugiej strony, wiedziałem, że się będę dobrze czuł na scenie. Strach był, ale przezwyciężyłem go. Na początku nie wspominałem, że się jąkam, a jąkałem się. Ludzie się denerwowali, że ja o tym nie mówię wprost. I zdaję sobie sprawę, że ktoś, kto mnie nie zna, zwyczajnie nie może mnie chwilami zrozumieć.
Większość osób myśli, że Ty udajesz jąknie. Wchodzisz na scenę i od razu mówisz, „nazywam się Janek Wolańczyk i się jąkam”, a Ty robisz sobie tym reklamę. Tym samym jesteś jedyny w swoim rodzaju.
Dziękuje miło mi to słyszeć, ale rzeczywiście, przez to, że się jąkam jestem bardziej rozpoznawalny w tej grupie „nierozpoznawalnych stand-uperów” (śmiech).
A przypominasz sobie jakiś najtrudniejszy występ?
Pamiętam, pamiętam. To było w Bydgoszczy, ludzie mnie tam zjedli, oni mnie tam nie chcieli słuchać. Patrzyli na mnie i ja widziałem, że w ich oczach jest nienawiść i takie „zejdź z tej sceny”. To były początki i to trzeba było przeżyć. Trzeba było wtedy zobaczyć, co tak naprawdę ludzi bawi. To było wtedy, gdy ja nie mówiłem, że się jąkam.
Wtedy jeszcze publiczność myślała, że to wynik stresu?
Dokładnie, ludzie myśleli, że ja się jąkam, bo się stresuje. A mnie znowu bardziej stresowało nie to, że się jąkam, a raczej to, że moje żarty nie będą śmieszne.
Obawa przed zaakceptowaniem tematyki i samego stand-upu, nie samego Ciebie.
Tak, ale później stwierdziłem, że nie będę się stresował i to poszło w dobrą stronę. Napisałem wtedy w 40 minut dwa materiały i to był mój przełom. Ja nawet nie wiedziałem, jak się to robi, jak się to pisze. Myślałem, że stand- up to robi Bałtroczyk czy Pazura, albo Kryszak, że to są prawdziwi stand-uperzy. A okazało, się że nie. Zacząłem pytać, dowiadywać się, jak się to robi i zaczęło mi wychodzić.
Ty chyba jesteś najlepszym przykładem na to, że każdy swój mniej lubiany element, że tak to nazwę, można przerobić w ogromny atut.
Nie no proszę, nie słódź mi tak, bo pomyślę, że jestem dobry (śmiech).
Oczywiście, że jesteś dobry! Sam wspomniałeś, że były momenty zawahania, że może się nie udać, a jednak miałeś na tyle odwagi, żeby zaprezentować się nie małej publiczności.
To prawda, ale musiałem w to włożyć naprawdę dużo pracy i zaangażowania. Wiem teraz, że mam taką sceniczną pewność siebie, która mi pomaga.
Właśnie! Ty kochasz stand-up to widać. Przecież Twoja energia musi być wynikiem pasji.
Tak i myśl o tym, że ja lubię to robić daje mi kopa do tego, że chcę to robić dłuższy czas, a nie tylko przez moment. Mam w planach duże rzeczy, żeby coś się działo, żeby ten stand-u, ta forma rozrywki była w Polsce jeszcze bardziej rozpoznawalna, Wrócę we wrześniu, a dokładniej pod koniec września na scenę, bo teraz mam przerwę i zobaczymy jak to się potoczy, jak rozwinie się dalej. Trzeba pamiętać, że stand-up to show. To weszło już w sferę kasy i niektórzy ludzie zamiast patrzeć na piękno stand-up’u patrzą przez pryzmat kasy. Ja to rozumiem, bo pieniądze są ważne, ale trzeba patrzeć na jakość.
Znajomi ze stand-up’u nie czują się trochę gorsi, nie uważają, że masz przewagę, że wychodzisz i jesteś śmieszny, ze względu na energię i sposób mówienia?
No energiczną przewagę mam. Muszę przyznać, że niektórzy nie lubią występować po mnie, unikają tego. Wiesz, każdy robi różna formę stand-upu i każdy jest inaczej odbierany przez ludzi. A są osoby, które powinny wystąpić przed kimś nie po kimś. I to nie dlatego, że jest lepszy czy gorszy. Chodzi o formę, a nie o to, że jest się słabszym. Niektórzy nie lubią występować po mnie, bo mój stand-up jest energiczny, taki który pobudza ludzi. A gdy występuję na samym końcu to jeszcze wyciągam z nich siłe, bo każdy ją po jakimś czasie śmiania się, zwyczajnie traci.
Janku, na samym końcu. Powiedz, czego mogę Ci życzyć?
Żeby się ułożyło w tym stand -up’ie, bo tak jak wspominałem mamy różne problemy za kulisami, które nie wynikają z naszej winy. Żeby się po prostu ułożyło.
Powodzenia!
Dziękuję bardzo.
Laura Kempińska