„Dla mnie roast to taka pornografia komedii. Ma być śmiesznie na zasadzie: żart-śmiech”. Z niekwestionowanym Królem Roastów Sebastianem Rejentem rozmawiamy o legendach stad up’u, publiczności i telewizji.
Zacznijmy standardowo, powiedz jak trafiłeś do stand-upu i jak zaczęła się w ogóle Twoja przygoda z rolą komika?
To proste. Wiadomo, że kradzież stand-upów z Internetu przez „torrenty” (śmiech). Po obejrzeniu pierwszego występu stand-upowego czułem się, jakby gość na scenie wypowiadał moje myśli. To było dla mnie bardzo świeże i odkrywcze. To był Carlos Mencia. On był moim pierwszym ulubionym stand-uperem. Po jego występie po raz pierwszy pomyślałem, że ja również mogę to robić. Wcześniej widziałem choćby Ediego Murphy-ego, ale wówczas widziałem, ze oglądam super gwiazdę i to nie jest dla mnie osiągalne.
Piotr Szumowski: To prawda Czarnym nie możesz być, ale Meksykaninem czemu nie (śmiech).
Zacząłeś w 2009 roku od występu w Comedy Central?
To była totalna porażka. To był mój czwarty czy piąty występ w życiu i od razu występowałem w telewizji. Wiadomo było, że to będzie „dobre” i tak było (śmiech). Nie byłem za dobrze przygotowany do tego występu. Od tamtej pory natomiast pojawiły się występy w klubach i wielkie trasy po Polsce.
Jak od tego czasu według Ciebie zmieniła się scena stand-upu w Polsce?
Nastąpiła ekspansja. Coraz więcej osób się tym zajmuje, pojawiło się dużo nowych twarzy. Jest też zdecydowanie wyższy poziom. Wszystko się rozwija. Zaczęło się od stand-upu w Warszawie. Kacper Ruciński zaczął równocześnie działać u siebie w Trójmieście. Następnie, my z Warszawy jeździliśmy do innych miast, głównie do stolic województw i rozkręcaliśmy im scenę. Pomagaliśmy się im rozwijać i dziś rzeczywiście, przejęli od nas pałeczkę. Teraz już same nazwy stand-up mówią o tym, skąd on jest. W nazwie jest stand-up i nazwa miejscowości. Stand-up Poznań, Stand-up Warszawa itp.
P. Szumowski: No i jest Stand-up Jazda.
W Sieci można znaleźć informację, że prowadzisz warsztaty. Czego na nich uczysz i kto na nie przychodzi?
Trafiają do mnie bardzo różne osoby. Poprowadziłem już cztery edycje warsztatów. Najlepiej jest, jak docierają do mnie osoby, które chcą zajmować się stand-upem, a jeszcze nie mają odwagi pójść na tzw. „open mic-a”. Są to warsztaty przygotowujące do pierwszego występu. Według mnie, dają większą pewność siebie, większą motywację. Uczestnik dostaje na niej wiedzę, która zyskałby dopiero po dłuższym czasie samodzielnych występów. Daję więc uczestnikom lepszy start.
P.Szumowski: To co jest fajne w tych warsztatach to to, że spotykają się na nich ludzie i rozmawiają o komedii. To samo w sobie jest wartościowe.
Dokładnie. To jest grupa osób wspierająca się wzajemnie. Podobnie jest w grupach literackich. My też tak robimy.
P. Szumowski: Tylko, że Rejent dostaje za to pieniądze (śmiech).
Roast, którym się zajmujesz wzbudza niekiedy kontrowersje. Gdzie, według Ciebie, jest ich źródło?
Według mnie wzbudza kontrowersje jedynie wówczas, gdy się pojawia w TVN-ie, czyli trafia do mainstreamu. Największe kontrowersje wzbudza językowo. Dlaczego mówimy „roast”,a nie używamy polskiej nazwy. Podobnie jest zresztą ze stand-upem. Często pyta się nas, dlaczego nie mówimy „stójki” czy tym podobne tłumaczenia. Pojawiają się też negatywne komentarze, że Polacy nagle wzięli się za to i robią to dużo gorzej niż w oryginale. Drugą sprawą jest zjawisko samo w sobie. Ludzie bardzo często „hejtują” będąc anonimowymi w Internecie i wtedy jest wszystko ok, ale jak my to robimy, co de facto nie jest „hejtem”, bo przecież każdy się na to zgadza, to wówczas jest krytyka. Przecież my wiemy z czego będziemy żartować, poza tym każda osoba może się odgryźć.
P.Szumowski: To też jest trochę tak, że roast ma być kontrowersyjny. Samo jego założenie mówi o tym, że ma być kontrowersyjny.
Ok, ale jeśli masz na wstępie założenie, że coś będzie kontrowersyjne to czy to „coś” jest rzeczywiście wtedy kontrowersyjne? Czy jeżeli coś od początku jest ustalone, że ma być chamskie, to czy wzbudza to kontrowersje i czy jest rzeczywiście chamskie, jeśli przecież takie z założenia miało być?
Tak pół żartem. To chyba fajne uczucie móc kogoś poobrażać, wiedząc, że nie ma to żadnych konsekwencji, że nikt Cię np. nie pobije (śmiech).
Tak to fajne (śmiech)
P. Szumowski: To fajne, ale nie potrzebujemy do tego mównicy (śmiech).
To nie do końca tak. Ta mównica jest elementem całego wydarzenia. To, że się obrażamy jadąc choćby w busie, nie jest przecież wydarzeniem dla ludzi.
P. Szumowski: Jasne. Warto też zaznaczyć, że ludzie, którzy robią te najlepsze roasty to ludzie, którzy się bardzo szanują.
Właśnie. Samo słowo „obrażanie” nie jest chyba odpowiednie. Jako osoba z zewnątrz, osoba trzecia, mówisz – „Oni się obrażają”. Myślę, że to słowo jest nieco niefortunne, ma zabarwienie pejoratywne, ale nie ma chyba innego, bardziej pasującego, którym można byłoby je zastąpić.
Roastowałeś m.in. Czesława Mozila, Michala Szpaka czy Kubę Wojewódzkiego. Który z Twoich występów zapadł Ci w pamięć najbardziej?
Każdy z występów pamiętam na swój sposób. Do roastu Michała Szpaka byłem chyba najlepiej przygotowany i wówczas odkryłem jedną rzecz. Byłem wtedy tuż przed podróżą do kolebki stand-up, do Nowego Jorku, gdzie polecieliśmy podpatrzeć jak robi się tam stad’up. Widziałem wtedy na scenie legendarnego stand-up mastera Jeffreya Rossa. Wcześniej czytałem w jego książce, że żart ma być trzymany w tajemnicy do momentu ukazania go na scenie, że nie należy go zdradzać. Według jego słów, przychodziło się na roasta i się nie wiedziało, czy żarty się sprawdzą czy nie, bo nikt ich wcześniej nie słyszał. Na miejscu jednak okazało się, że nie do końca tak jest. Widzieliśmy jak przygotowywał się do telewizyjnego roasta i wówczas testował żarty na scenie. Dla mnie było to takie – woow! Czyli on jednak w swojej książce kłamie, jak Szumowski w swojej (śmiech). Następnie, był pierwszy tour po Norwegii, gdzie podczas występów dla Polonii norweskiej przez trzy dni testowałem żarty na scenie. Dużo wtedy żartów wypadło, jeszcze więcej ich napisałem i wykorzystałem podczas występu z Michałem Szpakiem i można powiedzieć, że to ten był najbardziej dla mnie pamiętny. Roast, który tak naprawdę rozpoczął moją wielką karierę, to ten z Szymonem Majewskim. Wówczas to inni zrozumieli, że też mogę być śmieszny.
P. Szumowski: Dokładnie. Przez pierwszy okres Rejent był uznawany za raczej średniego komika.
Jaka rolę w Twoich występach odgrywa dla Ciebie publiczność? Czy są to tylko bierni, ewentualnie klaszczący słuchacze czy jednak oczekujesz od nich czegoś więcej?
Przez ostatni czas bardzo dużo improwizowałem. W związku z tym, również bardzo liczyłem na odpowiednią interakcję z widownią. Miałem nawet taki żart o rozstaniu się z dziewczyną w Walentynki. Tak rzeczywiście było w moim życiu prywatnym. Później zrobiłem z tego żart, tzn. zapraszałem dwie osoby z publiczności. Jedna z nich odgrywała mnie, druga moja dziewczynę. Ja natomiast wchodziłem z nimi w interakcję, prosiłem o wypowiadanie odpowiednich kwestii z naszego rozstania. Przy okazji ich obrażałem. W Internecie od niedawna jest też historia o tym, jak wspólnie z publicznością opowiadam o tzw. „pierwszym razie”. Osoba z publiczności ma zawiązane oczy i wypełnia luki w tekście swoimi osobistymi wspomnieniami. Dana osoba mówi np., że miała go w miejscowości i tu pada jej nazwa, a ja „jadę” po tej miejscowości, bo każde inne miasto niż Warszawa jest chu#$% (śmiech). Jak więc widać, bardzo liczę na taką interakcję i zaangażowanie publiczności.
Jak to jest być „Królem roastów”?
Teraz są dwa nowe roasty, więc może korona zostanie mi odebrana. To na pewno miłe, ale to nie jest tak, że ja sobie nadałem tę ksywę. Tym rakiem reaktywności wykazali się koledzy. Ja bym na pewno wymyślił sobie coś lepszego, ale „Król roastów”…niech będzie (śmiech).
W której wersji tj. stand-up, roast, czy może jeszcze jakaś inna, widzisz siebie najbardziej?
To zależy. Dla mnie roast to taka pornografia komedii. Ma być śmiesznie na zasadzie: żart-śmiech i nie musisz nic więcej przekazać. Nie mówisz nic specjalnie ciekawego, ani nie przekazujesz czegoś odkrywczego. Taki jest roast. Stand-up jest inny. Tutaj po wyjściu z klubu powinno jednak coś w widowni zostać. A może jeszcze inaczej, nie powinno, gdyż stand-up nie musi być edukacyjny, ale na pewno mogłoby coś zostać.
Znalazłeś już swój żart idealny?
Tak, żartem idealnym jest Piotr Szumowski (śmiech). Nie, jeszcze nie. Mam kilka ulubionych swoich żartów jak np. „Closer” z ostatniego roastu Szymona Majewskiego i proszę zanotować, że ten jest dobry (śmiech).
Kończąc – czego oczekujesz po dzisiejszym występie?
Jak najwięcej śmiechu! Oczekuję przede wszystkim dobrego występu. Nie tylko mojego, ale też całościowo. Chciałbym, żeby każdemu z chłopaków się udało jak najlepiej. To w końcu nie jest trasa indywidualna, a wspólna Stand-up Polska.
Tego Ci życzę. Powodzenia i dziękuje za rozmowę.
Dziękuję!
Jarosław Drożdżewski