„Gdybym chodził do biura pewnie byłoby mi ciężej, chodziłbym codziennie od 9 do 17 i byłoby trochę gorzej się zmobilizować”. Z Przemysławem Borkowskim rozmawiamy o najnowszej książce „Zakładnik”, nauce z kabaretu, która przydaje się w pisaniu oraz planach na przyszłość.
Po wydaniu książki „Hotel Zaświat” powiedziałeś w pewnym wywiadzie, że jednym z warunków bycia pisarzem jest to, żeby „mieć czas, możliwości i chęci, by codziennie, oprócz weekendów, zasiadać do pisania na co najmniej dwie godziny”. Jak to u Ciebie obecnie wygląda, coś się zmieniło?
Chęci ciągle są, bo gdyby nie chęci, nie napisałbym kolejnej powieści i nie pisał jeszcze kolejnej. „Zakładnik” jest pierwszą książką w serii, piszę już kolejną. Jestem już na zaawansowanym etapie. Także chęci ciągle są! No i zapał do systematycznej pracy! Bo to musi być jednak systematyczna praca.
A jak z czasem? Jest trochę więcej?
Właściwie tyle samo. Jak się występuje w kabarecie, co jest przecież moim podstawowym zajęciem, to tego czasu całe szczęście nie brakuje. Wyjeżdżamy zazwyczaj na parę dni w trasę, a potem wracamy i mamy parę dni wolnego. Przez te parę dni wolnego można sobie spokojnie pisać. Gdybym chodził do biura, pracując codziennie od 9 do 17 wtedy byłoby trochę gorzej się zmobilizować, byłoby mi ciężej. Także na brak czasu narzekać nie mogę.
Czy praca w kabarecie ma wpływ na Twoją twórczość literacką?
W jakimś sensie na pewno tak. Kabaret nauczył mnie wyczulenia na puentę. Jest to termin ze sztuki kabaretowe. Jak się piszę prozę, to też trzeba zwracać uwagę, aby poszczególne części książki były w jakiś sposób skomentowane, zakończone. One nie mogą kończyć się od tak sobie, nie wiadomo w którym momencie. Tylko muszą kończyć się jakimś istotnym zdarzeniem. Nie chodzi tutaj o śmieszną puentę, raczej zaskakujące czy intrygujące.
Z jednej strony kabaret a z drugiej kryminał? Dwa oblicza?
No chyba tak, Szekspir też pisał komedie i tragedie więc da się to połączyć (śmiech).
Wspomniałeś, że „Zakładnik” to pierwsza książka z serii, czyli są plany na przyszłość i to duże?
Tak, oczywiście. Mam pomysł na co najmniej trzy części. Pierwsza została wydana niedawno, druga się pisze, na trzecią mam pomysł. A kto wie, może i dalej ta seria się rozwinie. Podoba mi się bohater którego stworzyłem – psycholog Zygmunt Rozłucki, który jest chyba dosyć interesującą osobą. Takie dostaje informacje zwrotne od czytelników. Podoba się im ten bohater. Mi też się podoba. Jest moim zdaniem ciekawy i przyszłościowy, jeśli tak można powiedzieć. Będę tę serię kontynuował przez jakiś czas. Zobaczymy jak długo, zobaczymy co się stanie z Rozłuckim, jak daleko zawędruje, bo na razie mieszka w Olsztynie. Planuję, że przez trzy części tam zostanie, a potem kto wie. Może wróci do Warszawy, bo w końcu stamtąd pochodzi, a może może wyjedzie gdzieś dalej?
Dlaczego warto przeczytać „Zakładnika” Twoim zdaniem?
Po pierwsze to powieść, która wciąga- tak mi mówią czytelnicy, a nie mam powodu im nie wierzyć. Zazwyczaj przeczytanie tej książki trwa dzień lub dwa, więc jest to dobry znak. Jest to książka ciekawa, której zakończenie zaskakuje i jest nieoczywiste. Oprócz odpowiedzi na przysłowiowe pytanie „kto zabił?” można tam się też sporo dowiedzieć na temat ludzkiej natury, motywacji, które kierują ludźmi. Bohaterami moich książek są zazwyczaj zwykli ludzie a nie psychopaci czy gangsterzy. Ludzie, którzy dokonują niezwykłych, czasami bardzo złych czynów. To jest dla mnie ciekawe- dlaczego zwykły człowiek jak pan czy ja, postawiony w odpowiedniej czy nieodpowiedniej sytuacji, jest w stanie przekroczyć pewne granice działania czy dokonać morderstwa.
Znajdziemy na to odpowiedź w Pańskich książkach?
Czy znajdziemy to nie wiem, ale na pewno pytanie zostało postawione.
Damian Zakrzewski