„Postanowiliśmy 'robić’ kabaret i to robimy, po prostu. Czasem wychodzimy lepiej, a czasami gorzej, jak w każdym innym zawodzie, ale to była nasza decyzja”.  O kabarecie i inspiracjach, o duecie i najwierniejszych fanach z Kabaretem K2, Michałem Zenknerem i Bartoszem Klauzińskim rozmawia Laura Kempińska.

Opowiedzcie proszę,  o pierwszych „kabaretowych”  krokach. Plan na życie czy przypadek?

Michał Zenkner – Nie miałem pojęcia, że będę zajmował się kabaretem, nie byłem też jego  szczególnym fanem. Lubiłem komedie telewizyjną, zwłaszcza Monty Pythona, ale nie wiązałem swojej przyszłości z tym zawodem.  Dopiero w Zielonej Górze trafiłem do studenckiego klubu Gęba, gdzie oraganizowane było życie studencie, głównie kabaretowe i od tego się wszystko zaczęło. Na początku robiłem krótkie  filmy ze znajomymi, które miały być śmieszne.

Bartosz Klauziński –  Ja z kolei jestem fanem kabaretu odkąd pamietam.  Również trafiłem do klubu Gęba w Zielonej Górze podczas studiów, właśnie po to, by „robić” kabaret. Ale nie był to od początku mój pomysł na życie. Nie przyjechałem tutaj robić kabaretu zawodowo, tylko jako fan.  Jednak zawsze tego chciałem i dlatego,  od kilkunastu lat kabaret jest moją pracą.

Kiedy podjeliście decyzję o wspólnej współpracy. Bo Ty Bartek w 2004 roku byłeś jedynym mężczyzną w kabarecie Babeczki z Rodzynkiem, a Michał członkiem kabaretu Hlynur. Skąd ta zmiana i zespół złożony z dwóch samców alfa?

W poprzednich zespołach się średnio realizowaliśmy. Nam po prostu, średnio te kabarety wtedy wychodziły. Skutkiem było założenie czegoś we dwoje. Chcieliśmy stworzyć coś nowego, coś innego, głównie dlatego, bo towarzysko byliśmy blisko. Jako dwóch kumpli, postanowiliśmy iść trochę inną drogą.

Nie brakuje Wam w składzie kobiety? Nie myślicie czasami, że ta piękniejsza płeć, by się przydała?

Myślimy! (śmiech) Ale na tym pozostańmy.

Rozumiem, nie będę prosić o szczegóły. W takim razie, czy był plan B? Zastanawialiście się, co by było, gdyby pomysł z K2 nie wypalił?

Hahaha codziennie się nad tym zastanawiamy! To właśnie jeden z elementów, tego „wolnego” zawodu. To nie jest praca, która daje stabilność, ale w takim znaczeniu, że np. co miesiąc jest taka sama wypłata. Jak wszyscy, nie wiemy też czy ta praca zawsze  będzie, ale w tym zawodzie jest to naszym zdaniem bardziej widoczne.  Natomiast doszliśmy do takiego poziomu, że nie ma strachu o byt, o to co będzie. Jeśli człowiek, chce coś robić to musi podjąć pewną decyzję. Postanowiliśmy „robić” kabaret i to robimy, po prostu. Czasem wychodzimy lepiej, a czasami gorzej, jak w każdym innym zawodzie, ale to była nasza decyzja. Już nie ma odwrotu (śmiech).

A co z pomysłami na występy? Miewacie momenty „cholera, ale to już przecież było!”?

To o czym mówisz, to poniekąd taki kryzys twórczy i jest on naturalny w tej kwestii. Czasami się twórczo „przytkamy”, czego konsekwencją jest to, że „skecze się nie piszą”, a my musimy się z nimi męczyć. Ale bywa różnie, raz „skecze piszą się same”, a czasami musimy nad nimi dłużej pomyśleć.

Mówicie „skecze piszą się same”, a więc co jest inspiracją? Codzienność?

Bywa różnie, bo inspiracją może być coś, co przeczytamy w gazecie, zobaczymy w telewizji czy zaobserwujemy u ludzi. Wtedy pomysł wpada do głowy sam. Jeśli jest nośny i łatwo go zapamiętujemy, to pisanie również przychodzi z lekkością. Bywa i tak, że cały skecz powstaje jednego dnia, bo obydwoje jesteśmy tak „zajarani”, mówiąc kolokwialnie, że wszystko układa się w całość. Są też pomysły, których nie chcemy odpuścić, bo nam się podobają, ale męczymy się z nimi dlatego, że ciężko poprowadzić fabułę czy tak to złożyć, żeby było przede wszystkim śmieszne. Można pisać prozy, ale nie tego ludzie od nas oczekują.

Może zatem freestyle?

Kiedy już napiszemy skecz i mamy cały jego plan, to jednak podczas występu on i tak ulega zmianie. Często improwizujemy, taka właśnie jest nasza formuła, otwarta.  Nie ma występu, który byłby identyczny, jak poprzednio. Zawsze dorzucamy coś nowego. Skecz napisany na premierze ma np. 5 minut, a po jakimś czasie ewoluuje do nawet kilkunastu minut. Kiedy czujemy się dobrze to zwyczajnie go rozwijamy. Także u nas ten freestyle jest cały czas obecny. Zawsze mamy kontakt z publicznością, a w momencie, gdy ktoś z publiczności rzuci jakimś zdaniem, bądź przeszkodzi my zawsze to ogramy i staramy się zrobić z tego wartość dodatnią, która wzbogaci nasz występ.

Wróćmy do waszego dzieciństwa. Byliście rozrabiakami, takimi żywiołowymi, roześmianymi chłopcami?

Michał Zenkner – Ja nie byłem rozrabiakiem, śmieszkiem. Ja byłem raczej cichym i spokojnym dzieckiem, ale nie takim oczywiście, co siedzi i się sam bawi w pokoju.  

Bartosz Klauziński – A ja podejrzewam, że byłem jeszcze spokojniejszy. Nigdy nie miałem i do dziś nie mam takiego syndromu gwiazdy, bo przecież są dzieci, które musiały się przebierać i recytować wiersze przed rodziną. Ja tego nigdy nie miałem, w ogóle nie miałem parcia na scenę.

Kabaret K2 – archiwum prywatne

Ty Michał pochodzisz ze Stargardu, a Bartek z Gostynia. Jak to jest, kiedy wracacie do rodzinnych miast?

Michał Zenkner – Ja w Stargardzie bywam rzadko, średnio dwa razy do roku. Nie chodzę po ulicach i nie spijam splendoru (śmiech).

Bartosz Klauziński – Ja odwiedzam tylko rodzinę i przyznam, że nie mam za bardzo kontaktu ze społecznością. Natomiast, zdarza nam się grać w naszych rodzinnych miastach, zarówno w Gostyniu, jak i Stargardzie.  Wtedy te akcenty lokalne, z tego skąd pochodzimy są jakąś wartością, która sprawia, że publiczność jest większa.

Kto jest najwierniejszym fanem?

Bartosz Klauziński – Moja babcia! Jest niesamowita, naprawdę. Ogląda wszystkie możliwe kabarety, które są teraz w telewizji. A nóż Bartek będzie! (śmiech). Babcia widzi wszystko!  Ostatnio byliśmy na Płockiej Nocy Kabaretowej i była zachwycona. Wciąga wszystko i zaraz, jak zobaczy, że występujemy to dzwoni do mojej mamy i mówi, że byłem. Myślę, że jest ze mnie dumna. To w końcu jedyny wnuk na jej wsi, którego można zobaczyć w telewizji.

Macie jakieś marzenia odnośnie kabaretu, chodzi mi o zrealizowanie konkretnego pomysłu, bądź wystąpienia z kimś w zespole?

Nie mamy chyba konkretnej osoby, z którą chcielibyśmy wystąpić, ale oczywiście mamy plany na przyszłość. Już niebawem dajemy taki krok do przodu, ale nie możemy jeszcze zdradzać, co się wydarzy. Pewne jest, że chcemy cały czas rozwijać K2! Nie ma miejsca na rewolucję, ale chcemy stawać się coraz lepsi. Taki jest nasz plan: tworzyć, nie grać starych rzeczy i nie osiadać na laurach.

Czego w takim razię mogę życzyć Kabaretowi K2?

Przede wszystkim rozwoju, bo gdy będzie rozwój to będzie kreatywnośća, a dalej wszystko potoczy się samo.

I żeby nigdy nie kończyły się pomysły, tego Wam chłopaki życzę i bardzo dziękuję za rozmowę!

Dokładnie, dziękujemy za życzenia.

 

Laura Kempińska