„Czuję się tu jak w domu. Ja nie muszę nigdzie pędzić. Mam tu rodzinę, przyjaciół i żyje swoim tempem, swoim życiem. Czuję się tu bezpiecznie w tym moim Małym Wiedniu”. O ciągłych podróżach i niebywale mocnym charakterze, w rozmowie z Laurą Kempińską opowiada Olga Łasak – członkini Kabaretu Czesuaf, Kabaretu TON, aktorka teatralna, musicalowa, kabaretowa, głosowa, a przede wszystkim prawdziwa góralka.  

Olga Łasak archiwum prywatne

Laura Kempińska: Olgo, porozmawiamy o miejscu, z którego pochodzisz, zacznijmy od kwestii najważniejszej.  Urodziłaś się w górach, a dokładnie gdzie?

Olga Łasak: W Bielsku-Białej. To jest na Pogórzu Śląskim, a można powiedzieć, że u stóp Beskidu Małego, a tak potocznie Podbeskidzie.

Jesteś dumna, że pochodzisz z gór?

Tak, zdecydowanie!  I chyba najlepszym dowodem jest to, że chłopaki z Kabaretu Czesuaf są z Poznania i okolic, mój chłopak jest z kolei spod Wrocławia, a ja nadal mieszkam w Bielsku-Białej. Nie wyobrażam sobie żyć gdzie indziej i nawet, jak niektórzy mówią „teraz pewnie przeprowadzisz się do Poznania” to wiem, że nie jest to możliwe.  Ja kocham swoje miasto. I to do tego stopnia, że naprawdę nie chciałabym się przeprowadzać. Mam tam przede wszystkim wielu wspaniałych bliskich mi ludzi, którzy bardzo mnie wspierają i pomagają. Co w dzisiejszych czas jest bezcenne. Dlatego nie mogę mieszkać gdzie indziej.

Nie wolisz ułatwić sobie choć trochę życia i przenieść się do Wrocławia, tam gdzie Twoja miłość albo do Poznania, tam gdzie chłopaki z pracy?

Nie, i powiem Ci, że ja się już do tych wyjazdów przyzwyczaiłam. I już prawie od 10 lat tak „podróżuję”. Nie ma potrzeby, żeby się przeprowadzać. Czesuaf’y akceptują sytuację, a mój chłopak jest równie zakochany w Bielsku, jak i we mnie! Chyba… (śmiech). 

A więc jesteś stu procentową góralką, taką z krwi i kości.  

Tak, chociaż niektórzy mówią „eee jaka tam góralka”, bo wszyscy sobie kojarzą, że górale są tylko w Tatrach czy Zakopanem. Więc co to za góralka…  Urodziłam się w takich czasach, że nie poznałam gwary, nie miałam żadnych strojów ludowych. Ale widzę przez okno góry, widzę moje Beskidy. Czuję się góralką. Z kolei niektórzy mówią, że to widać, że jestem z południa ze względu na mój temperament i charakter. Bo pomimo swojej kobiecości jestem  bardziej „dziewczyną z jajami”, czasami złośliwą, bezpośrednią. Charakterna jestem po mojej mamusi, zdecydowanie!  Ale i taka do kochania i tulenia. Taka nasza dziołszka! 

Właśnie, bo tak się mówi o góralkach, że mają mocne charaktery, że to silne i temperamentne babki, czyli tak jak Ty. 

Tak, ale jestem też bardzo wrażliwa. Zdarza mi się, że płaczę.  Jednak ludzie, którzy mnie bardzo dobrze znają wiedzą, że pomimo wielu wewnętrznych lęków zawsze z pełnym uśmiechem i dobrą energia idę hej! Do przodu! 

Kabaret Czesuaf potrzebował w swoim składzie konkretnej babki!

Dokładnie, przecież z jakiegoś powodu mnie wzięli do swojego składu (śmiech).

(prywatne archiwum Olgi Łasak)

 

Opowiedz mi trochę o tradycjach z Twojego domu. Spacerujecie po górach, później cały dzień jecie oscypki (śmiech)? 

Właśnie u nas wbrew pozorom nie ma takich rzeczy. Ale na przykład, mam swoją ulubioną zupę kwaśnicę, która jest tradycyjną zupą u nas w domu i to jest też takie góralskie. Kwaśnice, obłędnie robi mój tata, na żeberkach i kwaszonej kapuście. Sery też uwielbiam! Ale wiesz, żeby ładnie wyglądać w kabarecie muszę zrezygnować z jedzenia serów, bo się od nich tyje (śmiech). U nas nie ma już takich tradycji, bardziej u mojej babci. 

A gdzie odpoczywasz? W ferie większość osób jeździ w góry. Ty masz ten przywilej, że tam mieszkasz. 

Jeżeli mam wolne, bo to się rzadko zdarza to wybieram miejsce, w którym mieszkam, jest dla mnie bardzo komfortowe, to prawda.  Kilka kilometrów od Bielska-Białej jest wiele  „zimowych kurortów”.  U nas również na Dębowcu mamy piękny kompleks narciarski i wiele atrakcji!   I ja się cieszę, że nie muszę jakoś specjalnie daleko wyjeżdżać, żeby odpocząć. Biorę wtedy narty, kierunek Wisła i Szczyrk. Jeżdżę sobie cały dzień, odpoczywam w karczmie przy grzanym winie i grillowanym oscypku lub kwaśnicy. W tle słychać góralską  muzykę lub skwierczenie i trzaskanie drewna w rozgrzanym kominku! Ach… Czego chcieć więcej?

(prywatne archiwum Olgi Łasak)

 

Czyli Ty nie masz takiego poczucia „przesytu” gór? 

Nie, nie ma czegoś takiego. Ale jako dziecko, można powiedzieć, że nienawidziłam gór. To dlatego, że babcia zabierała mnie w góry na spacery. Moja babcia, chciała mi pokazać wszystkie uroki i piękno naszych okolic, a ja tego wtedy jeszcze nie widziałam ! Albo nie chciałam widzieć. I wtedy nienawidziłam gór, bo uważałam, że po co mam chodzić po górach skoro ja to wszystko mogę zobaczyć na pocztówkach. Ale chciałam mojej babci podziękować za trud włożony w moje poznawanie i odkrywanie górskiego świata. Ona mnie wiele nauczyła. Żeby wytrwale iść do przodu nawet, gdy jest ciężko i jesteśmy zmęczeni bo to, co czeka na nas na szczycie jest czasem nieobliczalne i zaskakujące. Warte poświęcenia. A jak będziemy jeszcze doceniać w trakcie drogi to, co dookoła nas, nawet te najdrobniejsze rzeczy będzie to sama przyjemność. I tak też jest w moim życiu. 

(prywatne archiwum Olgi Łasak)

 

Aż tak bardzo męczyły Cię te spacery? 

Tak!  W dodatku, ja jako dziecko byłam takim pulpecikiem i wyjście na jakikolwiek spacer było dla mnie męczarnią. Zaraz mnie brzuch bolał i wszystko inne (śmiech).  Musiałam dojrzeć, żeby pokochać góry. Już jako nastolatka polubiłam te „górskie spacery”. Wyjeżdżało się na tydzień w góry i robiło się kilkadziesiąt kilometrów z plecakiem na plecach. 

(prywatne archiwum Olgi Łasak)

 

A więc teraz, jako dojrzała kobieta lubisz spacerować po górach. Właśnie dzięki babci! Uciekasz czasem w góry, kiedy chcesz odpocząć od pracy i tego codziennego biegu?

Oj tak, bardzo lubię. Ostatnio nawet, przyjechała do mnie moja przyjaciółka i pierwsze co, to pojechałyśmy w góry. Oczywiście nie na sam szczyt (śmiech). Podjechałyśmy autobusem do początku szlaku, żeby była jasność. Ale tak, te spacery mnie bardzo uspokajają. W szczególności dlatego, że człowiek żyje w takim tempie. Jestem cały czas na walizkach. Mam dubbing w Katowicach, więc to też jest zawsze podróż. Pomimo tego, że bardzo dużo robię w Bielsku.  Mam tu jeszcze Kabaret TON, Bielskie Sceny Kabaretowe, Piwnice Artystyczną im. Marii Koterbskiej. Uczę też w szkole aktorskiej im. Agnieszki Osieckiej, pracuje z dziećmi i młodzieżą. Ale tak jak mówię, jest też chłopak we Wrocławiu i cały czas jest podróż, podróż, podróż. 

I profesjonalnie godzisz to wszystko, by tylko zostać w górach. 

Tak.  Ja kiedy  organizuje swój kalendarz to właśnie pod względem podróży, bo wszystko trzeba ułożyć. Chłopak, praca i powrót do domu. Ale dla mnie taki wolny dzień, gdzie mogę wykorzystać uroki swojego miasta jest cudowny! Wtedy są góry, cisza i spokój. Czasem biorę koc, herbatę i idę w góry. Idę przed siebie i nie zastanawiam się, co jest z tyłu. Szukam natchnienia, spokoju.   A kiedy chce się wyluzować znajduje sobie miejsce na Bielskiej Starówce, gdzie spotykam sie z przyjaciółmi i najbliższymi. Uwielbiam te chwile. Jednak ciągle za mało mam czasu na „ucieczki” do tych pięknych i urokliwych miejsc. 

 

(prywatne archiwum Olgi Łasak)

Nawet nie wiesz, jak Ci tego zazdroszczę!

Wiesz, Bielsko-Biała to taki Mały Wiedeń. 

Olga, bardzo Ci dziękuję za rozmowę. Wszystkiego dobrego.

Dziękuję!

Laura Kempińska